Do Bukaresztu z rumuńskim parlamentarzystą

To był mój pierwszy kontakt z Rumunią, nie licząc Cyganów z wrocławskiego PKS’u. Właściwie cały kraj przejechaliśmy krajową dwójką, chyba jedyną w miarę przyzwoitą wtedy drogą, omijającą wszelkie góry. Patrząc na okolicę przez szybę samochodu i później zwiedzając Bukareszt zastanawiałem się jakim cudem ten kraj znalazł się w UE. Spieszno nam było do Turcji.  

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Na granicy stoimy 40 minut. Kierowca wysadza nas w pierwszej wiosce, Siras, jest ciemno i zaczyna padać. Po 5 minutach zatrzymuje się ojciec z synem i suniemy żółtą Ładą 130km/h. Powiedzieli, że zatrzymali się bo ta okolica nie jest bezpieczna dla zagranicznych turystów. Przez telefon dowiadują się o transport do Bukaresztu. Autobusu już nie ma, a pociąg kosztuje 75Ro za 2 klasę, szkoda nam kasy.  Zawożą nas na Dworzec w Sucevie. Postanowiliśmy jednak poszukać hotelu uznając, że taniej będzie się przekimać i rano kontynuować stopa.

Ciemno tu wszędzie jak w dupie. Blisko stacji jest jakaś rudera, ale spotkana na dworcu kobieta łamanym niemiecko-angielsko-migowym tłumaczy nam, że to niedobre miejsce dla obcokrajowców bo mieszkają tam Cyganie. Już od pierwszych minut pobytu w Rumuni wszyscy ostrzegają nas o Cyganach. Wsadza nas do autobusu i jedziemy do centrum. Tam wysadzają nas przed drogim hotelem. Co oni myślą, że po to jedziemy na stopa z plecakiem by mieszkać w hotelu za 200zł:P Wsiadamy więc w autobus powrotny.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Dojeżdżamy do stacji kolejowe. Jak się okazało do głównej, bo ta poprzednia nią nie była:P Szczerze mówiąc czuliśmy lekką niepewność i dreszczyk bo w ciemnych uliczkach kręciło się sporo Cyganów. Wydarza się cud. 30 metrów od dworca znajdujemy niedrogi hostel (55Ro/2os). Nie ma ciepłej wody ale jest czysto, kolorowo i TV:) Nareszcie!

***

Suceva, miasteczko na północy Rumuni, 45 km od granicy z Ukrainą. Wstajemy o 8:00. W hostelu informują nas o autobusie nr 5, który dowiezie nas do supermarketu Metro przy wylotówce na Bukareszt. Niestety autobusowa bileterka, specjalnie lub z głupoty, wskazuje nam niewłaściwy przystanek i do celu musimy drałować piechotą 30 minut. Po drodze kupujemy świeżutkie pachnące bułeczki:) Dotarliśmy do spota.

DIGITAL CAMERA

Po 5 minutach zatrzymuje się wielki czarny wypaśny VW Tuareg. Okazało się, że kierowca pan Mitric jest dealerem VW, członkiem parlamentu Rumunii, ma licencję pilota i 2 samoloty, kilka samochodów, parę domów, dwójkę swoich dzieci i 9 adoptowanych sierot:) Jechał właśnie do Bukaresztu na lotnisko odebrać siostrę swojej żony. Rodzina zjeżdża się na wesele córki, tylko 250 gości:) Pan Mitric wyznaje, że wziął autostopowiczów po raz pierwszy w życiu. Na pytanie, dlaczego się zatrzymał odpowiedział, że to był impuls. Dogadujemy się z nim po niemiecku, głównie Agnieszka, ja się przysłuchuję. Średnia prędkość z jaką jechaliśmy to ok 120km/h, max 180km/h, slalomem między samochodami bo droga wyglądała ja typowa dolnośląska krajówka. Facet pokazuje palcem na trzy małe, czarne plastikowe pudełeczka pod przednią szybą i mówi że to detektory radarów, które pomagają mu  uchronić się przed policją.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Wyprzedzanie na trzeciego, a czasem na czwartego to standard. Podczas jednego z nich zahaczyliśmy od nadjeżdżającego z przeciwka busa i straciliśmy lewe lusterko:) Pan sie nie przejął zbytnio, szybko wyjął telefon, chwilę pogadał i oznajmił, że naprawa to jedyne 500EUR.

***

W Bukareszcie wysiadamy koło lotniska. Bierzemy Maxi Taxi (2,5Ro) do stacji tramwajowej przy WTC. Niestety do miejsce nie przypominało niczym nowojorskiego WTC:P Kolejny autobus (1,3Ro), a dalej metro (2,5/2os). Wyłazimy na górę, centrum, plac Unii. Jak dla mnie powinni zmienić nazwę na plac Betonu.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Wokół same betonowe bloki i centrum handlowe. Poszliśmy na „starówkę”… śmiech na sali! Nic specjalnego, mała w dodatku cała rozkopana. Wszystkie uliczki rozorane, po bokach prowizoryczne drewniane pomosty dla pieszych. Pustawo, nieliczne sklepy i restauracje, ciężko znaleźć coś fajnego. Prawdopodobnie wszystkie zbankrutowały z powodu przeciągającego się remontu. Wygląda to tak, jak by remont zaczął się 5 lat temu i został przerwany po 2 latach, rowy zdążyły zarosnąć trawą, a to co zostało już ułożone powoli się rozpada:P

DIGITAL CAMERA

Usiedliśmy na piwko, w komercyjnej knajpce i skontaktowaliśmy się z Lucią znalezioną wcześniej na hospotalityclub.org. Przesłała nam smsem wskazówki, jak dojechać do jej mieszkania. Dość daleko od centrum. Odebrała nas ok 21:00 z przystanku. Niewysoka, zasuszona, paląca, ok pięćdziesiątki, niezbyt dobry angielski. Mieszkanie w bloku na parterze, raczej skromne, wystrój późne lata ’80, łazienka słaba ale jest.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Mają kota, ale dziki i niezbyt przyjazny. Na kolację dostajemy jakąś zieloną breję z bakłażana, potem coś w stylu leczo z ziemniakami, dobre ale breja raczej słaba, na szczęście byłem głodny:P Do tego piwo Beks. Jej mąż bardzo się stara dużo gada, ale słabo po angielsku, bardzo chcą nam pomóc ale są troszkę meczący:) Ulokowali nas w pokoju syna, który wyjechał do Grecji i miał wrócić następnej nocy. Pokój wporzo i dostęp do neta. Idziemy spać o 1:00.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

***

Śpimy troszkę dłużej. Wstajemy o 9:40. Stary nie śpi już od 6-tej, a stara zwleka się o 10:00:) Postanawiają, że zaprowadzą nas to piekarni, a potem pokażą jak dojechać do największego parku w mieście. Trochę nas męczą, ale nich im będzie:) Kupujemy świeże pyszne pachnące bułeczki i transportujemy tyłki autobusem nr 105 do parku. Bardzo przyjemnie, trawniczki, ławeczki, wielkie jezioro na spiętrzonej rzece. Droga spacerowa wokół jeziora, stateczki, łódeczki, rowery wodne i zakochane pary. W pobliżu relikt przeszłości, budynek na kształt naszego pałacu kultury tylko niższy. Postanawiamy przejść się dookoła.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Na drodze spotykamy wiele bezdomnych psów. Można je zobaczyć niemal wszędzie w tym mieście. Większość z nich jest znakowana. Agnieszka bardzo boi się psów, ja przyznam szczerze, że watahy pieseczków nie wzbudzają mojego zaufania:P wokół jeziora usytuowane są restauracje i kluby muzyczne, całkiem niezły poziom. Jest tez nowiutka śluza. Okrążamy jezioro i dochodzimy do muzeum. Jest to skansen w którym zostało zgromadzonych ok 300 różnych drewnianych domów i zabudowań gospodarczych z obszaru całej Rumunii. Pięknie odrestaurowane, w pełni wyposażone sprzętami i ozdobami z odpowiadających im obszarów i epok. Gospodarstwa otoczone podwórkami, ogródkami, ciekawie zaaranżowane. Na pewno warto odwiedzić to miejsce, szczególnie że wstęp jest tani. Uważam, że skansen oraz pałac Ceausescu są najciekawszymi miejscami do odwiedzenia w Bukareszcie. Niestety w pałacu nie byliśmy, czego dzisiaj żałuję. Wtedy nie miałem wiedzy o jego wyjątkowości, warto poczytać na ten temat.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Następnie wracamy do centrum w poszukiwaniu miejsca gdzie można coś niedrogo przekąsić. Bez skutku krążymy po rozkopanych ulicach, ostatecznie siadamy w tej samej knajpie co dzień wcześniej. Okazuje się być znacznie większa niż początkowo uważaliśmy. Siadamy na podwórku, niestety nie ma nic poza pizzą. Na szczęście okazało się, że pizza jest bardzo dobra. Agnieszka zamawia lemoniadę, ja piwo Ursus, w smaku coś jak Pilsner. Odbieram sms’a od jednej z dziewczyn z couchsurfing, do których wcześniej wysłałem wiadomość z prośbą o spotkanie na mieście. Zaproponowała byśmy podeszli o 19:20 pod teatr gdzie odbędzie się flash-mob.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Domyśliłem się, że chodzi o ustawkę internautów w celu wykonania jakiejś określonej akcji razem w miejscu publicznym. W tym konkretnym przypadku chodziło o zatańczenie określonego wcześniej układu do melodii „Bit it” Michaela Jacksona. Spóźniliśmy się, udało nam sie jednak odnaleźć Monicę. Wcześniej musiałem niemal biec do toalety bo pizza dała o sobie znać:P Niezbyt przyjemne, ale utkwiło mi w pamięci, szczególnie że kibel był za free:) Razem z Monicą wsiedliśmy w metro i pojechaliśmy do parku gdzie flash-mob miał być powtórzony. Było sporo ludzi. Agnieszka postanowiła nauczyć się układu i przyłączyć, a ja zająłem miejsce do sfilmowanie całej akcji:) Nie źle wyszło. Około 20:00, wraz z trzema koleżankami Monici, poszliśmy w głąb parku nad jeziorko do restauracji. Bardzo miła atmosfera, przyjemne miejsce z widokiem na wodę i pyszne piwko:) Drogie ale warte ceny, na szczęście jedna z dziewczyn, szefowa, zapłaciła rachunek:)

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Czas się zbierać, bo ostatni autobus na nasze obskurne osiedle odjeżdża ok 23:00. Ponownie znaleźliśmy się pod teatrem. Monika zapytała faceta na przystanku którymi autobusami można dojechać do naszego przystanku. Okazało się, że wszystkimi. Pożegnaliśmy się z nią i wsiedliśmy do autobusu. Niestety wywiózł nas na jakieś kompletne zadupie i nie mogliśmy dogadać się z kierowcą. Ostatecznie poczekaliśmy aż zawróci i pojechaliśmy z powrotem. Wysadził nas przy postoju taksówek. Na szczęście było blisko 5 minutach byliśmy na miejscu, kurs skosztował tylko 4Ro:) W końcu dotarliśmy do mieszkania. Przeniesiono nas do livingroomu, bo ich syn miał wrócić w środku nocy. W TV leciał „Katyń” Andrzeja Wajdy. Zasnęliśmy.

***

Dziś pobudka troszkę wcześniej. O 7:00 jesteśmy na nogach. Stary prowadzi nas na przystanek tramwaju 25, który ma nas wywieźć na rogatki miasta w kierunku wylotówki do przygranicznego miasteczka Giurgiu. Udajemy się do Bułgarii.

(Dalsza część podróży we wpisie “Nesebar, z widokiem na morze”)

Data wizyty: sierpień 2009r.

Leave a comment